O PSYCHICE DZIECKA I LĘKU RODZICA SŁÓW KILKA 

O psychice dziecka w procesie leczenia mówi się wciąż za mało. Poczucie bezpieczeństwa małego pacjenta budują głównie rodzice i personel szpitala. Ale i oni powinni mieć wiedzę, przeszkolenie i warunki, by dziecku pomóc, dać opiekę holistyczną, wielowymiarową, bo nawet śmiertelnie chore dziecko to nadal przede wszystkim CZŁOWIEK.

MIT I – DZIECKO MUSI ORZYWYKNĄĆ DO BÓLU…

Nadal powszechnie uważa się, że dziecko obciążone ciężką wadą serca musi dzielnie wytrzymywać pobyty w szpitalu, rozłąkę z rodzicami, nieprzyjemne i bolesne procedury medyczne (bo jest to wpisane w jego życiorys, bo tak będzie zawsze, bo musi się przyzwyczaić, bo musi zrozumieć…).
Każdy rodzic przygotowuje dziecko do badań, wizyt i pobytu w szpitalu najlepiej, jak umie, choć sam odczuwa przytłaczający stres. Nie zawsze się to uda… Krzyk malucha przy badaniu to nie wynik braku przygotowania przez rodziców, to manifestacja jego dziecięcych lęków i instynktowny sprzeciw przed zadawaniem bólu. Nawet dorośli krzyczą, gdy ich coś niespodziewanie zaboli…
 

MIT II – MAŁE DZIECKO NIE ROZUMIE, CO SIĘ DZIEJE I JEST ŁATWIEJ…

2- 3-letniemu dziecku, które budzi się po operacji cale obolałe i nie ma przy nim mamy nie jest łatwiej. Mama, rodzic – jego dotyk, zapach to dla niego synonim bezpieczeństwa, którego zostało pozbawione w bardzo okrutny sposób. Poza opisanymi wyżej odczuciami, dziecko myśli, że mama je zostawiła i już nie wróci… Owszem, dziecko nie rozumie pojęcia śmierci, ale gdy ktoś miał okazję rozmawiać o niej z kilkulatkiem wie, że dziecko w samej śmierci najbardziej przeraża brak rodziców i samotność… Rodzica nie zastąpią leki sedacyjne, uspokajające. Farmakologia powinna wspomagać proces leczenia, ale obecność rodzica ma także charakter terapeutyczny. Pocałowana przez mamę zadrapanie zawsze przestaje boleć…
 

MIT III – STARSZAKI LEPIEJ ZNOSZĄ HOSPITALIZACJĘ I OKRES.PRZED- I POOPERACYJNY, BO MOŻNA IM WSZYSTKO WYTŁUMACZYĆ…

Z perspektywy dorosłego owszem wytłumaczyć i przekazać nastolatkowi wiedzę jest łatwiej. Nastolatek więcej rozumie – fakt. Wie więc, że kiedy jedzie na blok operacyjny może nie wrócić, może umrzeć, jak kilkoro kolegów, z którymi rok wcześniej dzielił salę. Wie, że za chwilę ktoś mu rozetnie mostek od góry do dołu… Rozumie, że to konieczne, by mógł żyć. Ale on buntuje się, wcale nie chce tak żyć – nie chce blizny, leków, ograniczeń. Chce chodzić na dyskoteki, szaleć ze znajomymi i zakochać się. Chce normalności, której wielu nigdy nie będzie mieć, fantastycznych wspomnień, do których tak często wracamy my – zdrowi dorośli. O tym buncie mówi wielu dorosłych z WWS. Mówią też, że się z niego wyrasta, ale to jest długotrwały proces, bo wiele refleksji przychodzi dopiero w życiu dorosłym.
 

MIT IV – RODZICE DZIECI Z WWS POWINNI BYĆ SILNI… 

Uwierzcie, że nawet Ci, którzy płaczą caly dzień na łóżeczkiem są silniejsi niż stu kulturystów. A Ci, którzy łapią każdy dzień, jakby następnego miało nie być miewają chwile załamania. Wraz z diagnozą dziecka życie rodziny najczęściej wywraca się do góry nogami. Jednego jesteśmy pewni – każdy rodzic zrobi dla swojego dziecka wszystko, by mu pomóc, ulżyć. Nie jest lekarzem, nie stanie za stołem coperacyjnym, nie zrobi echa serca. Ale będzie stosował się do zaleceń lekarzy, pilnował terminów, podawał leki, obserwował. Ponad wszystko jednak chce kochać swoje dziecko pełną rodzicielską miłością, dać mu czułość, bliskość, obecność, chce je chronić, dać mu poczucie bezpieczeństwa. To naturalna, instynktowna potrzeba, w przypadku rodziców chorych dzieci jednak wielokrotnie spotęgowana.
 

CHCEMY MÓWIĆ GŁOŚNO – PSYCHIKA JEST WAŻNA W PROCESIE LECZENIA! 

Dziecko potrzebuje poczucia poczucia bezpieczeństwa, stałej obecności rodzica. W gabinecie zabiegowym, na sali pooperacyjnej, w najtrudniejszym dla niego chwilach w życiu… Bez tego istnieje duże prawdopodobieństwo pojawienia się zaburzeń lękowych, psychosomatycznych, powstania traum, co skutkować może koniecznością rozszerzenia leczenia o kolejnych specjalistów. Obecność rodzica ma charakter terapeutyczny – naprawdę potrafi leczyć, ale i zapobiegać!